Torba bajarza Drukuj

V festiwal Bajkopisarzy Piernikowa Chata
Karolina Kowal 5b SP 91 we Wrocławiu

Dawno dawno temu, za górami za lasami, za siedmioma rzekami, po pewnym pięknym królestwie zwanym Wroclove wędrował bajarz. Znało go każde dziecko i każdy dorosły a opowieści o nim był przekazywane z ojca na syna, jakby bajarz żył wiecznie. Ten tajemniczy jegomość w każdy sobotni wieczór zjawiał się w parku obok ogniska, by opowiedzieć jedną ze swoich wspaniałych bajek. Wydawało się że pojawiał się znikąd. Z jego bajek zawsze wynikała jakaś puenta, choćby nawet głęboko ukryta. Gdy opowiadał nie sposób było oderwać wzroku od jego ust, a każde wypowiedziane przez niego słowo było tajemnicze i przepełnione miłością do całego świata.

Bajarz sam w sobie nie sprawiał wrażenia bogacza. Wyglądał on raczej na ubogiego pastuszka. Chodził boso, na głowie miał zawsze ten sam słomiany kapelusz, a przez ramię przewieszoną wypłowiałą, połataną torbę. Ale chyba jeszcze nikt nie pomyślał że mógł on po prostu siedzieć pod drzewem i paść owce. Nie pozwalało już na to jego łobuzerskie spojrzenie i krótka bródka. To cechy jedynie powierzchowne, a całej jego tajemniczej osoby nie oddałyby żadne słowa.

Już od rana, w soboty park był pełen ludzi, którzy niecierpliwie czekali, by zobaczyć jak bajarz wyłania się z mroku drzew, jak wyjmuje ze swej, wydaje się niekończącej torby zawsze inną książkę, aż wreszcie by usłyszeć jedną z jego niepowtarzalnych bajek.

W tym samym mieście żył pewien bystry, ciekawski i niezbyt posłuszny chłopak, na którego wołano Sal. Było to dosyć dziwne, ponieważ miał na imię Wojtek. Ale cóż, tak się już przyjęło. Sal nie był zbyt grzecznym chłopcem, jak przekonało się już wiele osób. Nie było dnia, w którym nie wyjadł cukru z kuchni, nie pogonił kota sąsiadów i nie podsłuchiwał pod drzwiami rodziców, szczególnie na swój ulubiony temat: bajarza. Jako że Sal był dzieckiem bardzo ciekawskim, fascynowało go wszystko, o czym ludzie mówili że jest tajemnicze, a bajarz stanowczo stał na czele tych fascynacji, więc oczywiście gdy mieszczanie zbierali się w sobotnie wieczory w parku, Sal nie stanowił wyjątku.

W pewną ciepłą, sierpniową sobotę Sal przyszedł dużo wcześniej niż zwykle. Rozpalił ognisko, przyniósł mnóstwo drewna na opał i przygotował kawałek uciętego pnia, na którym zwykle siedział bajarz. Zadowolony chłopak umościł sobie siedzenie suchą trawą i czekał, aż na pieńku obok niego usiądzie tajemnicza osoba i zacznie opowiadać piękną bajkę, której nikt nigdy nie słyszał. Gdy Sal był pochłonięty rozmyślaniami, naokoło ogniska zbierało się coraz więcej i więcej ludzi, aż niepostrzeżenie nadszedł upragniony wieczór.

Nagle z ciemności wyłoniła się sylwetka bajarza. Tak jak co sobotę, miał on na głowie słomiany kapelusz z dużym rondem i przewieszoną przez ramię połataną torbę. Wolnym krokiem zbliżył się do ogniska i usiadł obok zachwyconego Sala. Wyciągnął z torby książkę i zaczął czytać najpiękniejszą bajkę. Sal jednak odwrócił wzrok od jego ust i zapatrzył się na tajemniczą torbę. „Co jest w środku? Torba nie może być przecież nieskończona! A wydaje się, że jego bajki się nie kończą!”. Takie myśli zaprzątały umysł Sala, aż wreszcie ciekawość zwyciężyła. Chłopak po cichu wsunął rękę do torby i prawie się zachłysnął z wrażenia. Jego ręka napotkała na pustkę. Jakby torba nie miała dna. Próbował wyciągnąć rękę, ale nie mógł. Szarpnął mocniej ale na nic się to nie zdało. Nagle bajarz odwrócił się i spojrzał na Sala wzrokiem, jakim patrzy się jego nauczycielka, gdy mówi że nie wyjdzie z klasy póki się tego nie nauczy. Torba wciągnęła przerażonego do głębi Sala aż do przedramienia, a siedzący naokoło ludzie zachowywali się tak, jakby go nie widzieli. Próbował krzyczeć, ale z jego ust nie wydobywał się żaden dźwięk. I nagle stracił grunt pod stopami, gdy torba go całkowicie pochłonęła.

Sal nie widział nic. Czuł tylko, że spada. Naokoło była tylko ciemność. Nagle z tej przerażającej czerni wyłoniła się twarz. Zielona twarz trolla. Zaraz potem przepiękne lico księżniczki. „Chwila, chwila... Bajka o trollu była w zeszłym tygodniu, a o księżniczce jeszcze wcześniej!” pomyślał Sal spadając. Wszystkie bajkowe postacie, o których ostatnio słyszał przemykały mu błyskawicznie przed oczami. Nagle pod jego nogami zabłysło światło, a w nim pojawiła się ogromna książka w granatowej okładce (ulubionym kolorze Sala). Chłopak spowolnił lot, teraz jedynie unosząc się nad stronicami wielkiej księgi. Książka zaczęła się powoli otwierać, a gdy można już było odczytać słowa (ale Sal był zbyt przerażony by to zrobić) łobuziak do niej spadł. Zaledwie kilka metrów dzieliło go od stron. Rozejrzał się i spostrzegł, że znalazł się w pułapce, która powoli się zamykała, by zgnieść małego, przerażonego chłopca znajdującego się na jej dnie.

Po policzkach Sala popłynęły dwie ciepłe stróżki łez, a jego ostatnią myślą była przysięga, że już nigdy nie będzie się wtrącał w nieswoje sprawy. Właśnie zrozumiał słowa, które rodzice wciąż mu powtarzali: „ Nadmierna ciekawość nie zawsze popłaca”. Gdy tylko o tym pomyślał, zgniatające go stronice księgi rozluźniły uścisk, a on powoli uniósł się, jakby na skrzydłach. Chłopiec zamknął oczy, a gdy je otworzył znów siedział obok ogniska w parku. Bajarz właśnie wyciągał z torby kolejną książkę... Książkę w granatowej okładce, która opowiadała o pewnym bystrym, ciekawskim i niezbyt posłusznym chłopcu, który przeszedł najważniejszą lekcję w swoim życiu.